Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Fragment zeznania złożonego przez Zofię Sral przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Krakowie, w grudniu 1974 roku. Przesłuchiwana opowiada o pacyfikacji Waksmundu w dniu 4 lipca 1943 roku, podczas której aresztowano jej męża - Jana Srala ps. „Cichy”,  członka Konfederacji Tatrzańskiej. Zbiory IPN

W kilka dni później w niedzielę w południe 4 lipca 1943 r. Niemcy wypędzali nas wszystkich z domu i spędzali na cmentarz pod kościołem. Tam kazano nam leżeć twarzą do ziemi. Leżałam wraz z mężem. Gdy leżałam, ktoś z leżących w pobliżu mnie w pewnej chwili szeptem mówił „patrz, Władka prowadzą”. Prowadził go gestapowiec König. Wtedy starałam się zobaczyć prowadzonego i widziałam, że Waksmundzki Władysław mój kuzyn był prowadzony na łańcuszku. Ręce miał skute do tyłu i od rąk uwiązany łańcuch. Widziałam ręce miał całe czarne od stłuczenia i cały był jakiś czarny, napuchnięty. Prowadzący go Niemiec był w mundurze Gestapo, szczupły, pociągły na twarzy. Waksmundzki przeszedł wśród wszystkich nas leżących i wyglądało, że kazano mu kogoś pokazać.

Później słyszałam, że ten właśnie gestapowiec po polsku nawoływał: „naczelnik Straży Pożarnej”. Nie pamiętam, czy wymienione było jego nazwisko. Widziałam, że Jan Sral wstał i odszedł razem z Königem i innymi Niemcami. Dokąd go prowadzili, nie widziałam. Po jakimś czasie usłyszałam z cmentarza grzebalnego, oddalonego od tego cmentarza, gdzie leżeliśmy o około 100 m., salwę strzałów karabinowych. Potem uspokoiło się i kazano nam wracać do domów i to krzyczano, by prędko rozejść się. To wszystko na tym cmentarzu trwało od południa do późnego wieczora. Każdy z leżących musiał podbiegać do stołu i meldować się, a siedzący przy stole Niemcy coś zapisywali. Co to byli za Niemcy – nie pamiętam.

Później ciężko chorowałam na czerwonkę i dłuższy czas nie mogłam przyjść do siebie. Rozchorowałam się po śmierci mojego męża, który zmarł 15 sierpnia 1943 r.

Fragment zeznania Zofii Haręzy złożonego przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Krakowie w 1974 roku.  Przesłuchiwana opowiada o drugiej pacyfikacji wsi Waksmund, która miała miejsce w dniu 28 września 1943 roku. Zbiory IPN

Zobaczyłam, że drogą prowadzą Niemcy mieszkańców, starszych i młodszych mężczyzn, a także kobiety. Pomyślałam, że trzeba się schować przed zabraniem.  Gdy biegłam w górę, zobaczył mnie jakiś Niemiec. Począł wołać za mną. Wtedy biegłam jeszcze szybciej. Raz strzelił za mną, ale chybił. Dopędził mnie na samej górze, był bardzo zmęczony i zgrzany.  Ze złości, że tyle pędził za mną, kopał mnie butami i bił. Kazał mi iść z powrotem. Byłam także zmęczona i nie mogłam iść, wtedy wlókł mnie po ziemi w dół. Zaprowadził mnie do szkoły.

W szkole wprowadzono mnie do klasy. Tam był jeden Niemiec, który mówił po niemiecku, a drugi mówił po polsku. Obaj byli w jednakowych mundurach. Mnie pytali o nazwisko i ile mam dzieci. Potem kazali wrócić do domu.

Wróciłam do domu. Widziałam, że Niemcy ze wsi odjechali. Zabrali ze wsi sporo mieszkańców. Mąż również wrócił z gór.

Po jakimś czasie, nie pamiętam już o której godzinie, w tym samym dniu zobaczyłam, że znowu przyjechali Niemcy na most na Dunajcu. Zobaczyłam, że Niemcy prowadzą na powrozie Jana Waksmundzkiego. Widziałam, że prowadzony był cały skrwawiony.

Waksmundzkiego Jana przyprowadzili na podwórze naszego sąsiada Franciszka Waksmundzkiego. W tym czasie Franciszek Waksmundzki było koło stajni. Ubierał konia do jazdy. Z Janem Waksmundzkim szło 2-óch Niemców.

Zaraz na podwórze doszło więcej Niemców, nie wiem ilu, nie widziałam, co dalej działo się na podwórku u Franciszka Waksmundzkiego, jedynie po chwili zobaczyłam, że z domu Waksmundzkich  2-óch  Niemców wyprowadziło żonę Franciszka Waksmundzkiego. Prowadzili ją przez oborę, ona zapinała bluzkę i krzyczała. Zrozumiałam słowa: „Moje dzieci zostaną”.

Potem słyszałam strzały od strony stodoły Waksmundzkich. Zanim widziałam prowadzoną Waksmundzką, słyszałam krzyki mężczyzny ze stodoły Waksmundzkiego. Widziałam, że prowadzoną przez oborę Waksmundzką szarpali Niemcy, jakby z wielką złością popychali ją i wlekli. To był moment, bo widziałam ich na przestrzeni 7 -9 metrów. O ile dziś dobrze pamiętam, słyszałam wówczas dwa strzały. Niedługo po strzałach przybiegły do nas wszystkie 5-ro dzieci  Waksmundzkich, przynosząc na rękach najmłodsze 8-cio miesięczne dziecko.

Dzieci mówiły, że Niemcy ich wypędzali z domu i dom zaplombowali. Mówiły dzieci, że gdy Niemcy przyszli do mieszkania, to matka nad kołyską karmiła najmłodszą córkę płaczącą. Kazali jej zostawić dziecko i wyjść. Mówiły dzieci, że Niemcy zastrzelili najstarszego brata na łóżku, bo leżał chory, a potem wywlekli go przed sień  na zewnątrz domu.

    […] Byłam  już tak wyczerpana, że nie wiem, co się dalej działo, przy tym tych 6-ro dzieci Waksmundzkich płakało. Widziałam tylko, jak wszystkie zwłoki na jednej furze przewieziono koło okien.

 

więcej o

An excerpt from the testimony made by Zofia Sral before the District Commission for the Investigation of Nazi Crimes in Krakow, in December 1974. The questioned woman talks about the pacification of Waksmund carried out on 4th July 1943, which involved the arrest of her husband – Jan Sral “Cichy”, a member of the Tatra Confederation. Collection of the Institute of National Remembrance

Several days later, on Sunday noon, 4th July 1943, the Germans drove us out of our homes and herded to the cemetery by the church. There we were ordered to lie face-down. I lay there, together with my husband. As I lay there, at one point someone that was lying close by whispered: “look, they’re bringing Władek”. He was brought by the Gestapo officer König. I then tried to look at the person being brought in, and saw that Władysław Waksmundzki, my cousin, was being led on a chain. His hands were cuffed behind his back, a chain dangling from his hands. I saw that his hands were battered black all over, and he was all blackish, all swollen. The German leading him was wearing a Gestapo uniform, slim, slender-faced. Waksmundzki walked among all of us lying down and it seemed that he was ordered to point to someone.

I later heard that Gestapo officer call out, in Polish: “the chief of the fire brigade”. I don’t remember if his surname was mentioned. I saw that Jan Sral got up and left with König and the other Germans. Where they took him, I did not see. After a while I heard a round of gunfire coming from the burial cemetery, which was about 100 metres away from where we lay. Then it became quiet, and we were told to go home; shouted at, to disperse quickly. All the events, there in the cemetery, lasted from noon to late in the evening. Each of the people lying on the ground had to run up to the table and report, and the Germans sitting at that table would write something down. Who these Germans  were – I don’t remember.

Later I became seriously ill with dysentery and it took me a long time to recover. I fell ill after the death of my husband, who died on 15th August 1943.

An excerpt from the testimony made by Zofia Haręza before the District Commission for the Investigation of Nazi Crimes in Krakow, in 1974. The questioned woman talks about the second pacification of Waksmund village, which took place on 28th September 1943. Collection of the Institute of National Remembrance

I saw the Germans leading inhabitants down the road, younger and older men, but women too. I thought I had to hide, not to be taken. As I was running up the mountain, some German spotted me. He started calling out. I ran all the faster. He shot at me, once, but missed. He caught up with me, at the very top, he was very tired and sweaty. Out of anger that he had to chase me for so long he kicked me with his boots and beat me. He ordered me to go back. I was so tired that I couldn’t walk, so he dragged me down through the ground. He led me to the school building.

Inside the school I was let inside a classroom. There was one German there who was speaking German, and another who was speaking Polish. They both wore identical uniforms. They asked my name, and how many children I had. Then they ordered me to go home.

I went home. I saw that the Germans had left the village. They took many villagers with them. My husband also returned from the mountains.

After some time, I don’t precisely remember the hour, but on that same day, I saw the Germans arrive again at the bridge over the Dunajec. I saw the Germans leading Jan Waksmundzki on a rope. I saw that the man being led was all covered in blood.

They led Jan Waksmundzki to the yard of our neighbour Franciszek Waksmundzki. Franciszek Waksmundzki was by the stables at the time. He was tacking a horse to ride. There were two Germans coming with Jan Waksmundzki.

In a moment, more Germans arrived in the yard, I don’t know how many, I didn’t see what happened later in Franciszek Waksmundzki’s yard, I only saw that after a while two Germans brought the wife of Franciszek Waksmundzki out of their home. They led her through the yard, she was buttoning up her blouse and shouting. I could make up the words: “My children will stay”.

I then heard gunshots coming from their shed. Before I saw Mrs. Waksmundzka being led, I heard a man shouting from within Waksmundzki’s shed. I saw that the Germans were yanking at Mrs. Waksmundzka as they led her through the yard, as if in great anger, they were pushing and dragging her. It was only a moment, because I only saw them on a stretch of 7 – 9 metres. I heard two shots, if I remember well. Soon after the shots all of Waksmundzki’s five children ran to our house, carrying the youngest, an eight-month-old baby, in their arms.

The children told us that the Germans drove them out and sealed the house. The children said, that when the Germans entered the house, their mother was leaning over the crib, feeding the youngest daughter, who was crying. They told her to leave the baby and go out. The children said that the Germans shot their eldest brother in his bed, because he lay there ill, and then dragged him through the hallway, out of the house.

    […] I was so exhausted by that point that I don’t know what happened next, and Waksmundzki’s six children were crying. I only saw a cart with all the bodies piled on it, passing by my windows.

 

więcej o